Obserwatorzy

wtorek, 14 lutego 2012

Błędy cudze i nie tylko

Jak wspomniałam wcześniej, sąsiedzi mieszkali już kilka lat, zanim nadeszła nasza kolej. I to z ich strony przyszła nauka. Zarówno jedni jak i drudzy posadzili drzewa bardzo blisko domu. Jedni modrzew, drudzy świerk srebrny. Drzewa urosły piękne i duże, ale zaczęły sprawiać kłopot. Korzenie za blisko domu, osypujące się igły z modrzewia, zacieniony taras, ale nie wtedy kiedy potrzeba. Przy południowej wystawie latem, prażące słońce jest w wysokim położeniu i drzewa prawie nie dają cienia, natomiast późną wiosną i wczesną jesienią, kiedy chciałoby się powygrzewać w promieniach słonecznych, niskie płożenie słońca sprawia, że taras jest spowity cieniem.

Mając na uwadze cudze błędy, nasze drzewo (a raczej najbardziej ulubione przez męża) posadziliśmy na niedużym trawniku, w pewnym oddaleniu od tarasu. To grójecznik japoński (Cercidyphyllum japonicum).


Jest przybyszem z Dalekiego Wschodu. W Japonii dorasta do 30 m, ale w Polsce rośnie niezbyt szybko, osiągając po około ośmiu latach wysokość 4 – 5 m. Ma koronę w kształcie piramidy z gałęziami prawie od samej ziemi. Nie sprawia kłopotów w uprawie. Lubi gleby żyzne, lekko kwaśne lub obojętne. Może rosnąć w pełnym słońcu lub półcieniu. Nie imają się go choroby, ani szkodniki. Jest odporny na mróz, tylko młode rośliny wymagają okrycia. Główną ozdobą tego drzewa są liście. Młode mają kolor fioletowo-purpurowy, latem niebieskawo-zielony, a jesienią przebarwiają się na różne odcienie żółci i czerwieni. Już w połowie września zaczynają się przebarwiać, wprowadzając do ogrodu dodatkowe kolory. Jedyną wadą jest to, że dość szybko opadają, zwłaszcza gdy zdarzą się wczesne przymrozki. Różne opracowania podają, że żółknące liście tego drzewa pozostające na gałęziach, pachną przyprawą do pierników lub karmelem. Szczerze mówiąc jeszcze tego nie sprawdzałam, ale drzewo jest naprawdę piękne.

Oglądając programy o zakładaniu angielskich ogrodów, widziałam jak projektanci sadzą w nawet niedużych ogródkach bambusy. Rośliny te pięknie wyglądały kołysząc się na wietrze. Pomyślałam, że może i u nas można je posadzić. Poszukałam i znalazłam. Posadziłam niedużą roślinę, a po dwóch latach wyglądała tak jak te z programu telewizyjnego. Wszystko byłoby dobrze, gdybym oprócz szukania rośliny, dowiedziała się o niej więcej. Ale tego nie zrobiłam. Nagle okazało się, że mój bambus rośnie nie tylko tam gdzie chciałam, ale również tam, gdzie go zupełnie nie powinno być. Przerastał nawet pod ułożonymi z polbruku ścieżkami. Dopiero wtedy zaczęłam szukać informacji na jego temat. Okazało się, że bambusy mogą być rozłogowe lub o kępowym typie wzrostu. Mój okazał się rozłogowym, a ponieważ nie był odpowiednio zabezpieczony przed rozrastaniem, niestety musieliśmy się rozstać, choć z niemałym żalem, bo zadomowił się w ogrodzie doskonale.

Co jeszcze zrobiłam nie tak?

Otóż posadziłam róże. Pienną, kaskadową z mnóstwem drobnych różowych kwiatków i wielkokwiatową w kolorze herbacianym. Róże rosły, pięknie kwitły, ale tylko przez jeden sezon. W kolejnym nie wyglądały już tak bajecznie. Herbaciana była w odcieniu trochę różowym i z mniejszymi kwiatkami, a różowa zamiast kaskadowo zwieszających się pędów, miała grube, sztywne, prawie prostopadłe do „nóżki”. W kolejnym sezonie było jeszcze gorzej. Nie wiedziałam o co chodzi. Okazało się, że robiłam podstawowy błąd. Po przycięciu jednego krzewu, a przed cięciem następnego, nie odkażałam sekatora. Zmuszona byłam również te róże wymienić na inne.

Inną rośliną, a właściwie drzewem był eukaliptus (Eucalyptus gunni). Zachwycił mnie intensywnie niebieski kolor jego liści. Przed sześcioma laty niewiele informacji było na jego temat. Podawano, że jest mrozoodporny i dorasta do ok. 1.5 m wysokości. Mój w ciągu dwóch sezonów urósł do prawie 2 m. Na zimę zabezpieczałam go agrowłókniną, ale w kolejnym sezonie urósł do prawie 4 m i już nie miałam jak go okrywać. Dwie ostanie zimy niestety dały się we znaki i mój niebieski klejnot nie przetrwał. Teraz wiem, że można go było przycinać i w ten sposób ograniczyć wielkość do takiej, aby można było skutecznie zabezpieczyć na zimę, bądź prowadzić go w formie niewielkiego drzewka w donicy i na zimę przenosić do pomieszczenia. Bardzo brak mi jego koloru. Być może w tym sezonie spróbuję jeszcze raz.

Teraz, zanim kupię roślinę, staram się o niej dowiedzieć jak najwięcej, aby uniknąć podobnych błędów.

4 komentarze:

  1. To co Ty zrobiłaś z różami, ja zrobiłam z tulipanami :-). Szkoda, że w ogrodzie w wielu wypadkach uczymy się na błędach, ja też. Pozdrawiam i powodzenia w blogowaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Dopiero rozpoczynam przygodę z "blogowaniem" i będę wdzięczna za wszystkie uwagi.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. :-), baw się dobrze. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na błędach uczymy się wszyscy, a najważniejsze jest to, że wtedy baaardzo długo pamiętamy, że tak, a nie inaczej. Wiedza książkowa i inna szybko umyka.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń